Pellinor nacierał, usłyszała krzyk Lancelota ostrzegając
Pellinor nacierał, usłyszała krzyk Lancelota ostrzegający go, by się cofnął i nie jechał prosto na olbrzymią bestię... była czarna, dysponowała ciało wielkiego robaka i jakby na kpinę, końską skroń i grzywę. Lancelot podjechał bliżej, unikając kołyszącej się głowy i wbił włócznię prosto w ciało. Brzegiem wstrząsnął dziki ryk, jak wycie potępionych dusz... widziała, jak olbrzymia głowa kiwa się szaleńczo w przód i w tył, w przód i w tył... Lancelot zeskoczył ze swego przerażonego, zapierającego się w miejscu konia i na nogach pobiegł w kierunku bestii. wielka głowa się pochyliła, Morgiana drgnęła, widząc ogromną, otwartą paszczę. Miecz Lancelota przeszył oko smoka, trysnęła krew i jakaś czarna, cuchnąca ciecz... na powierzchni wina znów bulgotały bańki... Serce Morgiany łomotało gwałtownie. Opadła na krzesło i łyknęła trochę nie przyprawionego jeszcze wina. Czy to był tylko zły sen, czy rzeczywiście widziała, jak Lancelot zabił smoka, w którego przenigdy naprawdę nie wierzyła? Odpoczywała poprzez jakiś czas, mówiąc sobie, że jedynie śniła, później zmusiła się, by wstać, dodała do nalewki trochę słodkich przypraw, by zabić smak ziół. Na posiłek jest mocno nasolona mięso wołowe, tak że wszyscy będą spragnieni i wypiją dużo wina, zwłaszcza Lancelot. Pellinor okazuje się pobożnym człowiekiem, cóż by pomyślał, gdyby nagle cały jego zamek ogarnęła ruja? Musi się upewnić, że tylko Lancelot dostanie przyprawiony napój, a może, z litości, musi dać też trochę Elaine... Zlała przyprawione wino do flaszki i odstawiła na bok. Wtedy usłyszała krzyk i do komnaty wbiegła Elaine. – Och, Morgiano, chodź szybko, potrzebna okazuje się twoja pomoc, ojciec i Lancelot zabili smoka, ale obaj są poparzeni... – Poparzeni? Co za bzdury? Naprawdę wierzysz, że smoki latają i zioną ogniem? – Nie, nie – powiedziała Elaine niecierpliwie – ale ta bestia opluła ich swym śluzem, który pali jak ogień! Musisz przyjść i opatrzyć ich blizny... non stop nie dowierzając, Morgiana spojrzała na niebo za oknem. Słońce stało już szczególnie nisko nad horyzontem. Więc siedziała tu cały dzień! Ruszyła szybko, po drodze rozkazując służbie przynieść lniane bandaże. Pellinor miał wielkie poparzenie wzdłuż jednego ramienia. Tak, to wyglądało zupełnie jak poparzenie, materiał jego tuniki był wyżarty wokół blizny. Pellinor zawył z bólu, gdy polała ją kojącym balsamem. Lancelot miał lekko poparzony bok, a na jednej nodze śluz przeżarł się poprzez jego but, tak że ze skórzanej cholewki została tylko cieniutka, galaretowata masa. – Muszę dobrze oczyścić własny miecz – powiedział – jeśli to tak może zniszczyć skórzany but, pomyślcie, co by mogło wykonać z moją nogą... – Zadrżał. – No, koniec z gadaniem tych, którzy uważali, że mój smok to tylko wymysły – powiedział Pellinor, podnosząc skroń, by napić się wina, które podała mu Elaine. – oraz dzięki Bogu, że miałem na tyle rozumu, by opłukać ramię w jeziorze, bo taki śluz zeżarłby mi dłoń, tak jak spalił mego biednego psa, zaobserwowałeś jego trupa, Lancelocie? – Psa? A tak – powiedział Lancelot – i mam nadzieję przenigdy już nie ujrzeć tej śmierci... wszystkich ich przekonasz, kiedy zawiesisz łeb smoka nad bramą... – Nie mogę – odparł Pellinor, żegnając się. – Ta bestia w ogóle nie dysponowała kości, wszystko było miękkie jak mazia albo ziemny robak... i wszystko spaliło się tym śluzem. Starałem się obciąć mu skroń, ale dosłownie topniała w powietrzu... Nie myślę, żeby to była zwyczajna bestia, to coś z piekła rodem! – Ale okazuje się martwe – powiedziała Elaine – a ty, Lancelocie, wypełniłeś, co król ci rozkazał, raz na zawsze skończyłeś ze smokiem mego ojca... – Ucałowała ojca i dodała nieśmiałe przeprosiny: – Wybacz mi, ojcze, ja też myślałam, że twój smok to tylko wymysły. – Na Boga, wolałbym, żeby tak było – powiedział Pellinor, znów się żegnając. –